Poľskí zajatci a utečenci na juhu Slovenska

Polscy uchodźcy na pograniczu słowacko-węgierskim podczas II wojny światowej
Polscy uchodźcy na pograniczu słowacko-węgierskim podczas II wojny światowej
Przyjęcie polskich uchodźców na Węgrzech podczas II wojny światowej jest uważane za jeden z najpiękniejszych przejawów przyjaźni polsko-węgierskiej. Często jednak zapomina się o tym, że duża część internowanych żołnierzy i cywilów była rozlokowana na terenach południowej Słowacji, przyłączonych do Węgier na podstawie arbitrażu...

Polscy uchodźcy na pograniczu słowacko-węgierskim podczas II wojny światowej

 

 

Przyjęcie polskich uchodźców na Węgrzech podczas II wojny światowej jest uważane za jeden z najpiękniejszych przejawów przyjaźni polsko-węgierskiej. Często jednak zapomina się o tym, że duża część internowanych żołnierzy i cywilów była rozlokowana na terenach południowej Słowacji, przyłączonych do Węgier na podstawie arbitrażu wiedeńskiego z 2 listopada 1938 r. Pamięć o polskich uchodźcach na tych terenach wpisała się w trudną historię pogranicza. W okresie komunizmu trudno było mówić i pisać o pobycie Polaków na tych terenach. Dzieje stosunków słowacko-węgierskich obfitowały w obszary tabu, w dużej mierze dotyczyło to także pamięci o polskich uchodźcach na terenach południowej Słowacji.

Po 17 września, w sąsiednich, neutralnych państwach schroniły się tysiące polskich żołnierzy i cywilów. Całkowitą liczbę polskich uchodźców na Węgrzech szacuje się na 60 tys. osób. Uchodźcy napływali przez 180 kilometrowy odcinek wspólnej granicy na Rusi Podkarpackiej, która została włączona do Węgier w marcu 1939 r. Polskich uchodźców na ogół dobrze przyjmowano, węgierskie urzędy organizowały pomoc, miejscowa ludność pomagała w aprowizacji i masowo wyrażała swoje sympatie. Jesienią polscy wojskowi zostali rozmieszczeni w około 140 obozach, a około 14 tys. cywilów rozlokowano w 114 miejscowościach.

Polaków rozlokowano w niemal 40 miejscowościach na terenach południowej Słowacji, przyłączonych do Węgier jesienią 1938 r. Obozy organizowano w pobliżu dawnej granicy węgiersko-czechosłowackiej. Przyczyna była prozaiczna – na potrzeby uchodźców adaptowano opuszczone koszary i posterunki jednostek granicznych. Dotyczyło to także obiektów po węgierskiej stronie granicy przedarbitrażowej, dlatego wzdłuż dzisiejszej granicy słowacko-węgierskiej było ich szczególnie dużo. Sporo obozów było w dolinie rzeki Ipola. Dalej na wschodzie wykorzystano także folwarki ziemskie, które pozostawili wygnani czechosłowaccy koloniści (np. Gerňovo), czy też prowizorycznie zaadaptowane zamki i dwory.

Poza obozami wojskowymi powstały też obozy dla uchodźców cywilnych. Przeważnie były to wyznaczone wsie, gdzie uchodźcy byli dokwaterowywani do miejscowych gospodarstw rolnych. Przełożonymi takich obozów byli miejscowi starostowie, którzy prowadzili ewidencję uchodźców i dbali o zaopatrzenie. Na terenach odłączonych wówczas od Słowacji w 13 miejscowościach w zorganizowany sposób przyjęło polskich cywilów.

Stworzenie znośnych warunków dla tysięcy uchodźców było nie lada wyzwaniem. Koszty zakwaterowania, wyżywienia i kieszonkowe pokrywały dowództwa okręgów wojskowych i 21 departament Ministerstwa Honwedów. Sprawami uchodźców cywilnych zajmował się IX departament Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, kierowany przez Józsefa Antalla (ojca późniejszego węgierskiego premiera). Polacy aż do połowy stycznia 1941 r. znajdowali się pod opieką polskiego poselstwa w Budapeszcie. Gdy Węgry pod naciskiem Niemców na początku 1941 r. zerwały stosunki dyplomatyczne z Polską, premier Pál Teleki zapewnił polskiego posła Leona Orłowskiego, że troska o uchodźców się nie zmniejszy i osobiście będzie ją nadzorować regent Horthy. Po zamknięciu poselstwa organy węgierskie uznawały za reprezentację uchodźców Komitet Obywatelski dla Spraw Opieki nad Polskimi Uchodźcami na Węgrzech, skupiający przedstawicieli władz polskich, kościoła i organizacji społecznych. Komitet pomagał m.in. polskim Żydom, uciekającym na Węgry. Szacuje się, że działania te, zwłaszcza Henryka Sławika, niedawno pośmiertnie odznaczonego Orderem Orła Białego, uratowały życie kilku tysiącom polskich Żydów.

Warunki w obozach były rozmaite. W samym Budapeszcie, nad Balatonem, czy też w zakolu Dunaju w okolicach Wyszehradu, Polacy czasem przebywali nawet w luksusowych pensjonatach. W obozach nad Ipolą warunki były zdecydowanie gorsze – brakowało podstawowych sprzętów, czasem nawet sienników. Budynki obozowe – szczególnie na początku – były w wielu miejscach przepełnione. Ogólnie rzecz biorąc nie było łatwo, ale też sytuacja miejscowej ludności nie była najlepsza. Panowała drożyzna i kryzys, a mimo to miejscowi mieszkańcy przyjmowali Polaków serdecznie, często dzielili się z nimi płodami rolnymi. Dobre przyjęcie podnosiło Polaków na duchu, pozwalało przetrwać utrapienia internowania.

Jeden z większych, dobrze zorganizowanych obozów powstał w Jelšavie. W tamtejszych koszarach przebywało do połowy 1940 r. około 2 tys. polskich oficerów i żołnierzy. Funkcjonowała tam polska komendantura, trwało szkolenie wojskowe bez broni, działał klub oficerski, kasyno, kantyna i orkiestra wojskowa. Powstała nawet drużyna piłkarska, która rozgrywała mecze z amatorskimi drużynami amatorskiej ligi węgierskiej.

Węgierska kadra utrzymywała przeważnie poprawne stosunki z polskimi żołnierzami, a szczególnie z oficerami. W wielu obozach Polacy mieli sporo swobody. Część węgierskiego korpusu oficerskiego była jednak nieprzyjaźnie nastawiona do Polaków. Za przewinienia wymierzano żołnierzom nawet srogie kary cielesne, stosowane w armii węgierskiej, ale w Wojsku Polskim nieznane. Bardzo trudne warunki panowały w twierdzach Komarna. Internowano tam część 10 brygady kawalerii pancernej płk. Stanisława Maczka. Polacy skarżyli się warunki w obozie na zamku w Ožďanach, w niektórych miejscach doszło nawet do buntów.

W wielu obozach – szczególnie na początku – przepisy nie były jednak rygorystycznie przestrzegane. Setki polskich uchodźców bez eskorty i zezwolenia poruszały się po całym kraju. Niebawem też zaczęła się akcja dyskretnej ewakuacji polskiego wojska do Francji i na Bliski Wschód. Ucieczki organizowały polskie organy za cichym przyzwoleniem władz węgierskich. W ciągu dwóch lat do polskich sił zbrojnych we Francji i na Bliskim Wschodzie przeszło przez Węgry ponad 20 tysięcy oficerów i żołnierzy. Obozy internowania stopniowo pustoszały. Część żołnierzy nielegalnie wracała przez państwo słowackie od okupowanego kraju. W ten sposób powróciło około 12 tysięcy osób. Jednocześnie jednak w odwrotnym kierunku podążali nowi uchodźcy, w tym także młodzież zmierzająca do polskiego wojska.

W latach 1940–1941 większość polskich obozów wojskowych została zlikwidowana. Na terenach arbitrażowych pozostały trzy obozy wojskowe nad Ipolą – w miejscowościach Salka, Pastovce i Ipeľské Predmostie (z którego później obóz przeniesiono do Vrbovki). Jednym z aktywniejszych ośrodków polskiego uchodźstwa cywilnego była naddunajska wieś Moča, gdzie w 1941 r. przeniesiono uchodźców z obozu w Nagykanizsa. W Močy funkcjonowała polska szkoła podstawowa, przedszkole, chór, teatr eksperymentalny, drużyna harcerska i zakład introligatorski, pracujący na potrzeby polskich organizacji w Budapeszcie. We wsi Bíňa nad Hronem powstała także polska rolnicza szkoła średnia. Obozy pracy powstały w Nowych Zamkach, w Pastovcach, w folwarku Lúčny dvor, należącym do cukierni w Dioseku (obecnie Sládkovičovo). Polskie kompanie techniczne pod kierunkiem polskich inżynierów pracowały przy regulacji rzek Dunaj, Wag, Nitra, Żytawa, Hron i Ipola.

Miejscowa ludność często pomagała Polakom w ucieczkach i przekraczaniu granic. Po obydwu stronach granicy powstały siatki przerzutowe. Wsparcie dla uchodźców miało charakter spontaniczny i trudno było je zwalczać. Obozy internowania położone blisko słowackiej granicy miały spore znaczenie, czasem nowi uchodźcy przybywający przez Słowację, zapełniali wolne miejsca po osobach ewakuowanych do Francji. Ważną rolę w ewakuacji odgrywał obóz w Jelszawie. Polski i węgierski dowódca nieformalnie się porozumieli, że dziennie może uciec 10 żołnierzy i 3 oficerów. Mieszkańcy Jelszawy i okolic pomagali w tym procederze. Podczas niedzielnych mszy świętych w kościele uzupełniali polskie grupy internowanych nowi uchodźcy, wcześniej ukrywani w prywatnych domach. Sporą rolę odgrywali w ewakuacji polscy kapelani, którzy za wstawiennictwem prymasa Węgier Justyniana Serediego mogli swobodnie poruszać się między obozami, nawet po 1941 r., gdy na skutek niemieckich nacisków zaostrzono reżim obozowy.

Dobre warunki do nielegalnego przekraczania granicy były w okolicach Łuczeńca. W nieczynnej fabryce zorganizowano tam duży obóz, którego jesienią 1939 r. pilnowało zaledwie czterech węgierskich żołnierzy. Przedmieście Łuczeńca – wieś Tomášovce znajdowała się już po stronie słowackiej, a miejscowi mieszkańcy mogli w ramach małego ruchu granicznego przekraczać granicę, co wykorzystywano do pomocy Polakom. Od lipca 1940 r. tędy prowadziła regularna tzw. sztafetowa trasa przerzutowa o kryptonimie „Szkoła”. Tym sposobem przez prawie rok dwa razy w miesiącu przesyłano konspiracyjną pocztę między Warszawą i Budapesztem, przy czym droga takiej paczki trwała tylko trzy dni. Po aresztowaniach kurierów na trasie „Szkoła” istotną rolę odgrywała trasa „Karczma”, która prowadziła przez Rožňavę.

Polscy uchodźcy na słowacko-węgierskim pograniczu mogli się łatwiej porozumieć z miejscową ludnością, niż w głębi kraju. Pomagała temu bliskość języka słowackiego i polskiego. Nie tylko dlatego, że tereny te należały wcześniej przez 20 lat do Czechosłowacji, ale także dlatego, że na terenach pozostała liczna mniejszość słowacka. Według węgierskiego spisu ludności z grudnia 1938 r. język słowacki jako ojczysty zadeklarowało 124 tysiące mieszkańców tych ziem. Według szacunków słowackich na terenach przyłączonych do Węgier mieszkało przeszło pół miliona Węgrów i około ćwierć miliona Słowaków. Arbitraż naruszył wyraźnie zasadę etniczną, gdyż w okolicach Nowych Zamków, Hurbanowa włączono do Węgier 62 wsie z większością słowacką. Słowacy stanowili też większość w okolicach Jelszawy i w okolicach Koszyc. Polacy zauważali ucisk narodowościowy na tych terenach, tym bardziej, że węgierskie organy ostro reagowali na kontakty uchodźców z ludnością słowacką. Jan Reychman, który przebywał w obozie w Moczy, wspominał, że w polskiej prasie uchodźczej artykuły o położeniu Słowaków na Węgrzech były jedynymi, w które ingerowała wojskowa cenzura.

Polskim uchodźcom pomagali mieszkańcy pogranicza niezależnie od narodowości. W pomoc polskiej konspiracji i polskim uchodźcom włączyli się także niektórzy słowaccy działacze i urzędnicy, co było szczególnie ważne po rozpoczęciu przez Niemców okupacji Węgier w marcu 1944 r. Polacy z Węgier znajdowali wówczas schronienie na Słowacji. Przyszli im z pomocą m.in. poseł słowacki w Budapeszcie Ján Spišiak, członek parlamentu słowackiego Pavol Čarnogurský, a szczególnie szef syndykatu zbożowego Ján Klinovský.

Pamięć o polskich uchodźcach przetrwała w niektórych miejscowościach węgiersko-słowackiego pogranicza i jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Na przykład mieszkańcy Veľkej Čalomiji opiekują się mogiłą żołnierza, który utopił się w Ipoli w 1940 r., a władze gminy Salka dbają o polskie groby na tamtejszym cmentarzu. Polscy kombatanci z okazji 70 rocznicy września 1939 r. ufundowali tablice upamiętniające serdeczne przyjęcie polskich uchodźców. Zawisły one na murze kościoła w Veľkej Čalomiji i na urzędzie miejskim w Kráľovskim Chlmcu.

 

                                                                                                    Mateusz Gniazdowski

 

Szerzej zob. M. Gniazdowski: Poľskí utečenci na arbitrážnom území počas II. svetovej vojny. In: Poľskí utečenci : Lengyel menekültek 1939 – 1945. Ed. Imre Molnár, Edit Tamás. Kráľovský Chlmec : Spolok Lorántffy Zsuzsanna, 2009, s. 130–152.